Pieniądze i bogactwo,
Odchodzicie, zabijacie i stajecie się winni. Walczycie z ludźmi i eliminujecie jak małe bezbronne pionki, skore do gry. Ludzie dzięki Wam stają się inni – podli, pozbawieni tego naturalnego blasku. Kujecie swym beztroskim napięciem prosto w serce swoich pionków.
Czym dla Was oni są? Trzymają się Was uparcie, bowiem każdy z osobna chce trochę szczęścia, które zyskają dzięki Wam. Ale czy szczęście zdobywa się mając to całe bogactwo na karku? Czy nie sprawia to kłopotów? Choć trzymają się Was zażarcie, Wy trzymacie się ludzi bardziej. Jeśli nie jednego, to wiele milionów osobników stąpających po ziemi. Czasami jesteście, czasem nie. Co to za różnica? Każdy musi żyć jak tylko chce. Twardą „ręką” sterujecie swoimi żaglami, które odpływają stąd daleko, nawet za całe głębokie i szerokie morze. Liny tworzące Waszą podstawę urywają się, a ludzie cierpią.
Bo odchodzicie. Od tak, po prostu. Rozpływacie się w powietrzu.
Człowiek, każdy potrzebuje swojego bogactwa, niestety… Nawet jeśli coś posiada, to wkrótce odchodzi. Nie wiemy kiedy cokolwiek odejdzie albo powróci. Może nawet nie wrócić nigdy, a my – szarzy członkowie społeczności – musimy to zrozumieć i uszanować. Pieniądze i bogactwo, bogactwo i pieniądze… Szczęścia mi nie dadzą, załatwią niektóre sprawy, owszem. Niestety prawda jest inna, mimo że szczęścia nie dadzą, to potrzebujemy Was. Najlepiej jakbyście spadały z nieba czy rosły w ogródkach, na krzaczkach albo drzewach.
Byłoby łatwiej.
Bogactwo i pieniądze to dwa różne światy, to jak Wenus i Mars, zupełnie inne. Pieniądze to tylko monety i zwykłe papierki, które można nabyć. Niektórzy mają trudniej, muszą iść długą i krętą drogą, pod górkę by zdobyć chociaż centa. Potrzebujemy tego. Pieniądze są dla Nas jak chleb powszedni, czy chłodna woda podczas suszy. Niektórzy bardziej, niektórzy mniej. Nigdy nie tak samo. Bogactwo to nieokreślona nam dziedzina, bogatym można być w zasobie słownictwa, w uczuciach, w najróżniejszych cechach ludzkich, a także w nieskończenie wielu zasobach bytu. Dzięki różnobarwnym, różnorakim wyborem bogactwa, nasze życie jest usłane marzeniami.
Jeśli potrzebujemy, nie ma Was. Jeśli nie potrzebujemy, jesteście. Jesteście jak żywot ludzki, ludzie się rodzą by odchodzić, odchodzą by inni (nowi) mogli sobie życie ułożyć.
A ja nadal Was mam. I nie oddam.
R.
Rosemary Moon nie zaznała nigdy ubogiego życia, nie zastanawiała się jaką wartość mają pieniądze czy bogactwo. Były jej niepotrzebne, przynajmniej tak uważała przez większość swojego marnego żywota. Cieszyła się każdym dniem, uśmiechała się – nawet gdy było źle, bo nie wiedziała – ba!, nadal nie wie – jaki, kiedy i gdzie będzie jej koniec.
Te beztroskie życie jakie wiodła w ostatnich latach, w zupełności jej wystarczało. Była s o b ą, nieco roztrzepaną, młodą i ponętną dziewczyną, lecz jak każda młoda szczęśliwa, pełna energii młoda kobieta – zaczęła marzyć.
Po jej ciele przeszedł charakterystyczny chłodny, nieprzyjemny dreszcz. Usłyszawszy szybki oddech za swoimi plecami, nieco wystraszona zaczęła odwracać się powoli w stronę osobnika, obawiając się najgorszego.
– Dlaczego?
Spytał mężczyzna, błądząc wzrokiem po jej drobnej sylwetce.
Nie odpowiedziała. Spojrzała skoncentrowana na swoje trzęsące się dłonie, bicie serca automatycznie przyspieszyło, rozpoczynając swój szybki i dziki galop, oddech stał się szybki, jak i ciężki. Czuła jak przez jej klatkę piersiową przelatuje tysiące, miliony, miliardy czy tryliardy maleńkich szpileczek, trafiając dokładnie w jej zimne (i opustoszałe z jakichkolwiek uczuć) serce.
– Bo niszczę.
Odparła w jednej chwili, przymykając powieki. Po chwili cała zesztywniała, nadal nie otwierając oczu, osunęła się na ziemię.
To kara. To przeznaczenie, Rosemary Moon, powiedział głosik w jej głowie, to były ostatnie słowa, które usłyszała.
___________
Do napisania.